Poprosiłam wczoraj swoich uczniów o przygotowanie prezentacji na temat ich osobistej przestrzeni uczenia się i skłoniło mnie to do zastanowienia się nad własnym Personal Learning Environment.
Mój standardowy schemat uczenia się mniej więcej wygląda tak:
Najpierw robię wszystko co zrobić się da, żeby się jeszcze nie uczyć ;) Sprzątam, wychodzę z psem, przestawiam meble, robię pranie, prasowanie, myję naczynia, przesadzam kwiatki, ... Później siadam do komputera i.. robię wszystko co się da, żeby się jeszcze nie uczyć. Sprawdzam pocztę. Odpowiadam na pocztę. Porządkuję pliki na dysku. Przeglądam RSSy. Przeglądam podcasty. Sprawdzam Facebooka. Czytam artykuły, które polecają moi znajomi. Przeglądam treści polecane przez znajomych moich znajomych… Później jest już „nad ranem” więc idę spać.
Sprawa jednak nie jest taka prosta. Na pewnym etapie wszystko to mi się zapętla. Ponieważ dla mnie praca jest hobby i przyjemnością - więc oddając się komputerowemu leniuchowaniu - już pracuję. Właściwie to przejście jest dla mnie tak płynne, że czuję się niezręcznie z myślą, że jest to praca. Z resztą rozwój osobisty stanowi element pracy. Moi znajomi interesują się tym samym, czym ja, więc podglądając ich doszkalam się. Kiedy kręcę się po domu w fartuszku gospodyni – słucham podcastów, a ostatnio też nagrań z webinarów. Czasem uruchamiam nawet taśmy ESKK. Gdy wpadnie mi do głowy ciekawa myśl, odrywam się od mopa i narażając się na własną złość za zostawianie śladów na świeżo umytej podłodze, lecę notować w komputerze albo zapytać Google. Idąc z psem relaksuję się przy audiobookach. Jadąc pociągiem zazwyczaj mam książkę związaną z zajęciami, które akurat prowadzę. Na moją skrzynkę mailową trafia w 95% korespondencja zawodowa (Ratunku! Zgubiłam moje niezawodowe życie!). RSSy, które czytam – wiążą się z pracą. Oj, skłamałam. Jeden czytam z powodów niezawodowych. Media społecznościowe wykorzystuję do wyłapywania ciekawych pomysłów, ofert szeroko rozumianych szkoleń, wartych przeczytania artykułów… Wieczorem w wannie, czytam jak poprawiać swój warsztat nauczyciela. Leżąc już w łóżku przeglądam YouTube – filmiki, z których uczę się czegoś przydatnego do zajęć.
Oczywiście czasem siadam przy biurku tylko po to żeby się uczyć. Wtedy, gdy już zrobię wszystko co nauką niby nie jest, otwieram książkę lub stronę internetową z kursem i przeglądam, ćwiczę, notuję. Potem przygotowuję z tego materiał dla studentów – zazwyczaj prezentacje lub opisy ćwiczeń do wrzucenia na moodle.
Chyba tak to wygląda.
A może przydałoby się sprawdzić, czy rzeczywiście się tak właśnie uczę. Może nie wiem tego. Fajnie byłoby założyć dzienniczek z notatkami nt. uczenia się. Osoby odchudzające się na początku muszą zobaczyć ile jedzą - notując to, tak samo ja zobaczyłabym ile się uczę. Bo tak szczerze mówiąc, mam wrażenie, że już dawno nie musiałam naprawdę siedzieć i się uczyć.
Inna sprawa, że rzeczy, których się teraz uczę, są inne niż kiedyś. Mogę sama być menagerem swojego kształcenia – dobierać te treści, które mnie interesują, wybierać materiały i nauczycieli, które trafiają do mnie. Może uczę się leniuchując.
Ciekawa jestem, jak wygląda uczenie się moich studentów. Z wielką niecierpliwością czekam na ich prezentacje. Mam nadzieję, że czegoś się od nich nauczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz