wtorek, 8 marca 2011

O OER i dlaczego boimy się miernej oceny

Dlaczego w polscy nauczyciele tak niechętnie udostępniają swoje treści online, czyli słowo o OER.
(*)OER - Open Educational Resources

Dlaczego w polscy nauczyciele tak niechętnie udostępniają swoje treści online?
Wczoraj brałam udział w dyskusji na ten temat. Uczestniczyło w niej grono nauczycieli akademickich, jednej z krakowskich Uczelni.
Żeby nie rozciągać niepotrzebnie mojej relacji, pojawiły się tam kolejno powody:
  • Bo nie chcemy, żeby ktoś ukradł naszą pracę - boimy się plagiatu.
  • Bo sami użyliśmy cudzych prac i boimy się oskarżenia o plagiat.
  • Bo nasze materiały są kiepskiej jakości.

Moderatorka wskazała też ciekawy przykład, rodem z SGH - o ile mi wiadomo jedynej polskiej uczelni, gdzie studenci sami tworzą program swoich studiów, wybierając przedmioty z oferty. Tam właśnie, wykładowcy rywalizują ze sobą ciekawą ofertą wykładów, a co za tym idzie tylko dobrej jakości treści mają szansę się sprzedać. Tam właśnie owa konkurencyjność pojawiła się jako kolejny argument - wykładowcy SGH nie chcą pokazywać swoich materiałów, z obawy, że ktoś podkradnie ich pomysł, a przez to ich oferta straci na atrakcyjności.

Wrócę jednak do wczorajszej dyskusji. Dlaczego wykładowcy uniwersyteccy boją się, że ich praca jest mierna? Och, może przesadzam. Może nie mierna, ale zwyczajnie nie dość atrakcyjna? Dlaczego obawiają się, że naruszają prawa autorskie? Czy robią to świadomie?
Nie mam odpowiedzi. :( Nie mogę wypowiadać się za całą społeczność, nie wierzę także, że wszyscy akademicy myślą w taki sposób.
Skupię się więc na sobie. 

Moje kursy na uczelnianym Moodle są zamknięte, jednak treści w nich zawarte zazwyczaj umieszczam w zewnętrznych serwisach - i tam stanowią treść otwartą, dostępną dla każdego.
Poza tym wcale nie mam tak dużo materiałów tworzących zajęcia. Na mojej uczelni nie ma wsparcia dla e-learningu, nikt nie płaci za dodatkowy wysiłek. Myślę też, że użycie słowa e-learning to za dużo w moim przypadku. To jedynie ułatwienie studentom przygotowania się do zajęć - mogą obejrzeć ponownie prezentacje, mogą łatwo zorientować się jakie zadania pozostały im jeszcze do wykonania, łatwo nadrobić materiał.
Czy boję się plagiatu? Nie. W swoich materiałach korzystam z darmowych zasobów, podaję źródła, jeśli mam do nich dostęp. Bardzo uważam, rozumiejąc jakim faux pas jest e-kradzież. Nie obawiam się także, że ktoś okradnie mnie z mojej własności - w końcu publikuję treści w sieci, więc zgadzam się na pewne ryzyko - że ktoś podpisze się pod moją pracą.
Dodam jednak, że raczej dostaję pytania o zgodę na użycie treści lub podziękowania. I za każdym razem czuję się mile połaskotana we własną próżność. ;)
Jestem natomiast przekonana, że duża porcja lęku akademików odnośnie praw autorskich ma swoje źródło w braku pewności co do ustaleń prawnych. Nie ma (lub jest ich niewiele, w innym mieście, płatnych,…) szkoleń z prawa autorskiego dla kadry akademickiej.
Więc pozostaje ostatni zarzut, ten  najbardziej przykry - czy boję się słabej jakości? Tak :(
Stawiam sobie wygórowane cele. Ruszam w każdy nowy semestr ze świeżym wiatrem we włosach, rześko stawiam żagle i wypływam w podróż z moimi studentami. W miarę jak podróż trwa czuję, jak moje żagle opadają, a wiatr słabnie… Moje plany zderzają się z rzeczywistością, z biernością studentów, z dodatkowymi obowiązkami, które pojawiają się pożerając czas… Najtrudniej poradzić sobie z oporem studentów. Z ich minami - po co mi to? Jak najłatwiej dostanę zaliczenie? Jak to zrobić, żeby nic nie robić? Ile trzeba umieć na 3.0? …. Ręce mi opadają, nic mi się nie chce i wtedy mam poczucie, że to co robię jest kiepskie.

Na szczęście, czasem zdarzają się perły, radosne twarze zadowolonych studentów, pełnych zapału, chęci i swoistej wdzięczności. Wtedy czuję, że moja praca ma sens. Dla takich ludzi publikuję swoje treści w sieci.

Ps.
Wczorajsza dyskusja zahaczyła także o zmianę nastawienia studentów. Moje doświadczenie jest niewielkie, choć dostrzegam słabnący zapał kolejnych roczników. Bardziej doświadczeni akademicy dostrzegają go znacznie bardziej dotkliwie, ale o tym innym razem...

Brak komentarzy: