niedziela, 27 marca 2011

czwartek, 24 marca 2011

Wydaje.pl

Na blogu Piotrka Peszko jest ciekawy wywiad z twórcą portalu wydaje.pl - pierwszego polskiego serwisu self-publishingowego. Polecam.

W serwisie Wydaje.pl można opublikować własnego ebooka, a następnie udostępnić go światu za darmo lub za pieniądze. Pomysł bardzo mi się podoba i trzymam kciuki za jego rozwój.

Self-publishing (czyli samodzielne publikowanie e-książek) daje ogromną szansę tym, którzy chcieliby sprawdzić się na rynku pisarskim. Mimo ciągłej krytyki rynku literackiego i prognoz śmierci dla czytelnictwa, wierzę, że książki mają swoje miejsce w przyszłości. Domorośli pisarze mają szansę sprawdzić swoje siły, mierząc się z najtrudniejszą publiką - z internautami (a internauci są kapryśni, niecierpliwi i szczerzy do bólu). Dzięki takim serwisom jak Wydaje.pl łatwiej jest znaleźć w sobie odwagę na publikację, łatwiej rozpocząć, zdobyć doświadczenie i pogodzić się z nadchodzącym sukcesem - lub porażką. ;)

poniedziałek, 14 marca 2011

Mistrz = autorytet

Jest poniedziałek, więc znów mam przemyślenia po dyskusji na kursie. Jest to szkolenie z metodyki e-learningu, więc pewno i za tydzień jakieś przemyślenia się pojawią.

Dziś zainteresowała mnie dyskusja o mistrzu.
Czy e-learning niszczy relację mistrz-uczeń? Wiele osób było zdania, że tak. Że możliwość bezpośredniego, elektronicznego kontaktu z nauczycielem powoduje zaburzenie tej relacji.
Nie mogę zaprzeczyć jednemu:  język używany w elektronicznych wypowiedziach studentów często pozbawiony jest ugrzecznionych zwrotów. Specyfika wypowiedzi elektronicznej narzuca inną formę, która z kolei burzy się z akademickim postrzeganiem grzeczności. Studenci łatwo przechodzą do rzeczy, zapominają o elementach, które w konwencjonalnym liście nie umknęły by ich uwadze - jak "zaadresowanie wypowiedzi", podpisanie jej w sposób jednoznacznie identyfikujący daną osobę. Bo powiedzmy sobie wprost "Witam" to nie jest właściwe rozpoczęcie e-maila do wykładowcy, który nie pokazał nam, że dopuszcza taką poufałość. Podobnie jak podpisanie się per "Kasia" nie wystarczy do zidentyfikowania osoby.
Odeszłam odrobinę od tematu mistrza, aczkolwiek jest to powiązane.
Studenci używają bezpośrednich zwrotów pisząc do wykładowców - to prawda. Nie kłaniają się w pas na korytarzu i pozwalają sobie na więcej, niż ja sama bym pozwoliła sobie wobec moich wykładowców. Sądzę jednak, że to nie wpływa na relację mistrz-uczeń.
Internet pozwala nawiązać inny rodzaj relacji ze studentem, bardziej poufałej relacji, czasem naznaczonej koleżeństwem nawet. Umożliwia kontakt całodobowy niemal i podgląd w sprawy osobiste, zarówno nauczycieli jak i studentów. Sposób wyrażania się jest inny, ale jestem zdania, że nie burzy to tej relacji. Zmienia ją, ale nie narusza jej fundamentów. Uczelnie wolno adaptują się do takich zmian.
Wrócę jednak do sedna. Przysłuchując się dzisiejszej dyskusji o mistrzu doszłam do bardzo prostego wniosku. Zagrożeniem ze strony nauczania zdalnego (czy wspomaganego zdalnie) nie jest utracenie pozycji mistrza, a jedynie weryfikacja tej pozycji.
Studenci łatwo mogą dokonać oceny jakości "mistrza". Nie wystarczy być nauczycielem, być zatrudnionym jako nauczyciel i wykonywać swoje obowiązki. Dotąd stawiało to wykładowcę, czy nauczyciela szkolnego na wyższej pozycji. Dzisiaj to wiedza i umiejętność dzielenia się nią daje pozycję mistrza. Mistrz to autorytet. Człowiek, którego wiedzę sobie cenimy, i z której chcemy czerpać.

Czy więc chodzi o luźny język, jakim studenci do nas piszą, czy znów pojawił się strach przed ujawnieniem, że wielu z nas jest kiepskimi "mistrzami"?

O szacunku - dopisek

W dniu po opublikowaniu postu o szacunku miałam pierwsze zajęcia z pierwszym rokiem…
Środa. Późny wieczór. Wszyscy już zmęczeni. Koniec lekcji. Studenci zbierają się do wyjścia. Chłopcy przepuścili w drzwiach dziewczęta. Z uśmiechem i z naturalnością. Wcześniej zasunęli po sobie krzesła, wyłączyli komputery. Nie przypominałam im o tym, nie prosiłam ich o to. Pożegnali się grzecznie i wyszli.
Starłam tablicę. Rozejrzałam się po uporządkowanej sali. Zgasiłam światło.
Wróciłam do domu z radością i nadzieją.

środa, 9 marca 2011

Wyróżnij się dzięki webinarom - prowadzi Marta Eichstaedt

Lubię webinary Marty. Lubię płynący z niej spokój i świadomość, że ma wszystko pod kontrolą.
Lubię jej fascynację webinarami.
Lubię ludzi, którzy wkładają serce w swoją pracę. Jak Marta.

Szkolenie poświęcone będzie budowaniu swojej marki w relacji biznes-to-biznes. Szczegółowy program na stronie: http://www.martaeichstaedt.com/oferta/webinar-wyroznij-sie-dzieki-webinarom/

Polecam.

wtorek, 8 marca 2011

O szacunku

Dawno, dawno temu rodzice nauczyli mnie szacunku do starszych i szacunku do nauczycieli. Wiem, że poziom na jakim mi to wpoili jest znacznie wyższy, niż u innych osób w moim pokoleniu, ale można się tego spodziewać po rodzicach nauczycielach.

Rozmawiając z nauczycielem stoję w "grzecznej" pozie, staram się nie przerywać, poświęcam swoją uwagę. Przyjmuję rolę grzecznego żaka. Nawet teraz, gdy sama jestem nauczycielką, rozmawiając ze swoimi kolegami po fachu także staję się grzecznym żakiem.

Tak między nami, wkurza mnie to odkąd przeczytałam, że jest to zachowanie charakteryzujące niższe klasy społeczne. Dzieci z biednych rodzin, dzieci niekochane, zaniedbane w ten sposób starają się zasłużyć na więcej uwagi. Wrrr!
Pracuję nad tym ;)

A teraz zwykła sytuacja na uczelni…
Potrzebuję porozmawiać ze studentem. Spotykam go na korytarzu. Sprawa dotyczy tego właśnie studenta, jest w jego interesie moja przychylność. Student siedzi na ławeczce. Siedzi z kolegą, gra na komputerze, coś sprawdza w telefonie, ma założoną nogę na nogę  w amerykańskim stylu,…  Podchodzę do niego. Stoję obok. Rozmawiamy. Student rozmawia ze mną, nie odrywając się od tego co robił, nie zmieniając pozycji,…

Brak mi słów na komentarz.

O OER i dlaczego boimy się miernej oceny

Dlaczego w polscy nauczyciele tak niechętnie udostępniają swoje treści online, czyli słowo o OER.
(*)OER - Open Educational Resources

Dlaczego w polscy nauczyciele tak niechętnie udostępniają swoje treści online?
Wczoraj brałam udział w dyskusji na ten temat. Uczestniczyło w niej grono nauczycieli akademickich, jednej z krakowskich Uczelni.
Żeby nie rozciągać niepotrzebnie mojej relacji, pojawiły się tam kolejno powody:
  • Bo nie chcemy, żeby ktoś ukradł naszą pracę - boimy się plagiatu.
  • Bo sami użyliśmy cudzych prac i boimy się oskarżenia o plagiat.
  • Bo nasze materiały są kiepskiej jakości.

Moderatorka wskazała też ciekawy przykład, rodem z SGH - o ile mi wiadomo jedynej polskiej uczelni, gdzie studenci sami tworzą program swoich studiów, wybierając przedmioty z oferty. Tam właśnie, wykładowcy rywalizują ze sobą ciekawą ofertą wykładów, a co za tym idzie tylko dobrej jakości treści mają szansę się sprzedać. Tam właśnie owa konkurencyjność pojawiła się jako kolejny argument - wykładowcy SGH nie chcą pokazywać swoich materiałów, z obawy, że ktoś podkradnie ich pomysł, a przez to ich oferta straci na atrakcyjności.

Wrócę jednak do wczorajszej dyskusji. Dlaczego wykładowcy uniwersyteccy boją się, że ich praca jest mierna? Och, może przesadzam. Może nie mierna, ale zwyczajnie nie dość atrakcyjna? Dlaczego obawiają się, że naruszają prawa autorskie? Czy robią to świadomie?
Nie mam odpowiedzi. :( Nie mogę wypowiadać się za całą społeczność, nie wierzę także, że wszyscy akademicy myślą w taki sposób.
Skupię się więc na sobie. 

Moje kursy na uczelnianym Moodle są zamknięte, jednak treści w nich zawarte zazwyczaj umieszczam w zewnętrznych serwisach - i tam stanowią treść otwartą, dostępną dla każdego.
Poza tym wcale nie mam tak dużo materiałów tworzących zajęcia. Na mojej uczelni nie ma wsparcia dla e-learningu, nikt nie płaci za dodatkowy wysiłek. Myślę też, że użycie słowa e-learning to za dużo w moim przypadku. To jedynie ułatwienie studentom przygotowania się do zajęć - mogą obejrzeć ponownie prezentacje, mogą łatwo zorientować się jakie zadania pozostały im jeszcze do wykonania, łatwo nadrobić materiał.
Czy boję się plagiatu? Nie. W swoich materiałach korzystam z darmowych zasobów, podaję źródła, jeśli mam do nich dostęp. Bardzo uważam, rozumiejąc jakim faux pas jest e-kradzież. Nie obawiam się także, że ktoś okradnie mnie z mojej własności - w końcu publikuję treści w sieci, więc zgadzam się na pewne ryzyko - że ktoś podpisze się pod moją pracą.
Dodam jednak, że raczej dostaję pytania o zgodę na użycie treści lub podziękowania. I za każdym razem czuję się mile połaskotana we własną próżność. ;)
Jestem natomiast przekonana, że duża porcja lęku akademików odnośnie praw autorskich ma swoje źródło w braku pewności co do ustaleń prawnych. Nie ma (lub jest ich niewiele, w innym mieście, płatnych,…) szkoleń z prawa autorskiego dla kadry akademickiej.
Więc pozostaje ostatni zarzut, ten  najbardziej przykry - czy boję się słabej jakości? Tak :(
Stawiam sobie wygórowane cele. Ruszam w każdy nowy semestr ze świeżym wiatrem we włosach, rześko stawiam żagle i wypływam w podróż z moimi studentami. W miarę jak podróż trwa czuję, jak moje żagle opadają, a wiatr słabnie… Moje plany zderzają się z rzeczywistością, z biernością studentów, z dodatkowymi obowiązkami, które pojawiają się pożerając czas… Najtrudniej poradzić sobie z oporem studentów. Z ich minami - po co mi to? Jak najłatwiej dostanę zaliczenie? Jak to zrobić, żeby nic nie robić? Ile trzeba umieć na 3.0? …. Ręce mi opadają, nic mi się nie chce i wtedy mam poczucie, że to co robię jest kiepskie.

Na szczęście, czasem zdarzają się perły, radosne twarze zadowolonych studentów, pełnych zapału, chęci i swoistej wdzięczności. Wtedy czuję, że moja praca ma sens. Dla takich ludzi publikuję swoje treści w sieci.

Ps.
Wczorajsza dyskusja zahaczyła także o zmianę nastawienia studentów. Moje doświadczenie jest niewielkie, choć dostrzegam słabnący zapał kolejnych roczników. Bardziej doświadczeni akademicy dostrzegają go znacznie bardziej dotkliwie, ale o tym innym razem...