Długo nie mogłam się pogodzić z taką opinią - przecież ja stanowię część tego systemu. Czy to znaczy, że przyczyniam się do ustawiania ludzi w szeregu?! Pozbawiania ich kreatywności i niezależnego myślenia? Przecież moim celem było i jest ożywianie monotonii uczenia się, pokazywanie przyjaznej strony technologii informacyjnych, swoistej zabawy z nią,...
Tymczasem, gdy zaczęłam się nad tym zastanawiać, na chwilę ta chęć wyzwalania twórczego myślenia i działania gdzieś we mnie przygasła. Nie wiem kiedy ją zgubiłam, ale w ostatnim czasie nie byłam sobą. Byłam belfrem, jakiego nie polubiłabym. Podręcznikowym potworem. W minionym semestrze byłam częścią machiny tłamszenia. Teraz, kiedy to do mnie dotarło wstydzę się tego i jednocześnie rozumiem, jak łatwo taki system powstaje. Oczywiście ruszam w nowy semestr z mocnym postanowieniem poprawy!
W idealnej szkole, dla każdego ucznia dopasowany jest najlepszy dla niego styl nauczania. W idealnej szkole nauczyciel jest iskrą rozpalającą twórcze możliwości ucznia. W naszej szkole nie jest łatwo dopasować się do każdego ucznia, chociaż podejmujemy przecież próby. E-nauczanie jest taką próbą. W państwowej polskiej szkole, z klasami po 30 osób nie jest możliwe, aby nauczyciel pałał zawsze entuzjazmem i wychwytywał w każdym uczniu jego wyjątkowość - braknie mu na to sił i pieniędzy (ani szkoła, ani portfel nauczyciela nie sfinansuje akcesoriów do uatrakcyjnienia lekcji). Czy można więc mówić o manipulowaniu i zorganizowanym systemie ogłupiania poprzez edukację?
Chcę wierzyć, że w każdej szkole jest garstka nauczycieli, którzy pokazują uczniom jak korzystać ze swojego umysłu. Jak szukać odpowiedzi poza podręcznikiem. Ja miałam kilku takich nauczycieli.
Takie rozważania właśnie chodzą mi po głowie w te wrześniowe wieczory. Jestem pełna nadziei na nowy rok akademicki. Mam pomysły na nowe zajęcia i najwyraźniej mam ochotę stać się lepszym nauczycielem.
Na koniec jeszcze jeden filmik, z odrobinę innej beczki, z kinetyczną typografią:
1 komentarz:
Ciekawy artykuł, też odniosłem niedawno podobne wrażenie. Aktualnie panujący system edukacji to nie urażając nikogo 'jeden wielki farmazon'. Studia zaoczne, na których nie trzeba praktycznie nic umieć i nie bardzo da się czegoś nauczyć i uczelnie produkujące magistrów za kasę to obraz jaki mam w głowie po ostatnich paru latach studiowania. Jest garstka nauczycieli, którzy rzeczywiście chcą zaciekawić swoich studentów ciekawymi materiałami, ale większość używa tych samych starych prezentacji, które gdyby żółkły tak jak tradycyjne kartki papieru nie nadawałyby się do użytku. Podobnie jest ze studentami. Jest garstka studentów, którzy chcą się czegoś nauczyć, a cała reszta (do której i ja się zaliczam) działa w myśl zasady 3xZ (zakuć, zdać, zapomnieć). Żeby cokolwiek zmieniło się w tej kwestii obie strony muszą zmienić złe, wyuczone nawyki. Gratuluje odważnej decyzji i życzę powodzenia.
Prześlij komentarz